Jeden z najciekawszych blogów podróżniczych w Polsce!

W cztery strony świata

Porady, wskazówki, relacje Tanie podróżowanie Niesamowite zakątki świata

niedziela, 6 marca 2016

Malediwy na własną rękę - część I



Malediwy - kraj o którym do tej pory za wiele nie wiedziałem. Podobno jeśli chcesz zobaczyć jak wygląda raj na ziemi koniecznie musisz odwiedzić właśnie to miejsce. Leżące na Oceanie Indyjskim państwo, składające się z ponad 1200 wysepek to jeden z najbardziej ciekawych kierunków turystycznych na świecie. Mówi się że stać na nie tylko najbogatszych i właśnie ten stereotyp zdecydowaliśmy się obalić - a więc zapraszamy do relacji z naszej 10-dniowej wyprawy na Malediwy. Miłego czytania :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gorlice - 17 stycznia, godz. 4:30. Choć za oknami ok. -7 stopni, to właśnie wtedy rozpoczęliśmy naszą wielką przygodę z Malediwami - krajem oddalonym od Polski o ponad 8 tys. km. Przed nami ponad 30 godzin drogi. Pierwszym etapem podróży był dojazd do największego Portu Lotniczego w Polsce - warszawskiego Okęcia. 





Gorlice oddalone są od Warszawy o ponad 350 km (ok. 5h drogi). Z racji rozłożenia lotów uznaliśmy że najlepszym sposobem żeby tam się dostać będzie samochód - po przejechaniu Tarnowa i Kielc ruszamy już prosto do stolicy!


Parę minut po godz. 10.00 docieramy do Warszawy - jako że jest niedzielny poranek nie ma żadnych korków, więc dość sprawnie udaje nam się dostać na parking, gdzie zostawiamy auto. Tym razem skorzystaliśmy z parkinglotnisko.pl na ulicy Pawła Lipowczana 6, dzięki specjalnej promocji za 13 dni zapłaciliśmy jedynie 75 zł, co jak na Okęcie jest bardzo dobrą ceną. Co ciekawe parking jest oddalony o jakieś 10-minut drogi od lotniska - oczywiście dowóz jest wliczony w cenę. Z racji dość dużej liczby klientów parking nie wyrabiał z dowożeniem ludzi, dlatego też aby zadbać o to by każdy jak najszybciej tam dotarł zamówiono nam taksówki - to się nazywa odpowiednie podejście do klienta :D Po kilku minutach docieramy na miejsce!




Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina (Okęcie) w Warszawie to największe tego typu lotnisko w Polsce ale nie największe w Europie Środkowo-Wschodniej - wyprzedza nas m.in. Praga, pomimo wszystko liczby robią wrażenie. W 2015 roku obsłużyło ono ponad 11 mln osób (o 0,5 mln więcej niż w 2014 r.) i liczba ta z roku na rok rośnie. To bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę że część pasażerów przejęło drugie lotnisko - Warszawa Modlin. To tylko pokazuje że Polacy coraz częściej latają i pod tym względem szybko doganiamy europejską czołówkę :)


Przy okazji ciekawostka. Poniższa gablota zawiera przedmioty, które celnicy znaleźli w bagażach niektórych osób przylatujących lub wylatujących z Warszawy i próbujących je przewieźć - oczywiście nielegalnie. I tak, mamy tu nogę słonia, torebki z krokodyla, rafę koralową czy nawet nalewkę z kobry. A na samym dole jest też skóra z niedźwiedzia polarnego!



Po odebraniu biletów na stanowisku linii lotniczych Turkish Airlines, nadaniu bagaży i przejściu kontroli ruszamy na strefę Duty Free :)



Po drobnych zakupach okazuje się że samolot już na nas czeka :)


To chyba idealny moment żeby wspomnieć o tym jak i za ile kupiliśmy bilety lotnicze. Ogólnie dolecieć z Polski na Malediwy nie jest łatwo, nie ma tam żadnych bezpośrednich połączeń z naszego kraju, dlatego też trzeba dużo się nakombinować zanim znajdziemy odpowiedni lot. Dużo lepiej wygląda już sytuacja gdy do naszych poszukiwań dołączymy inne europejskie lotniska. Ostatnio bardzo dobre ceny biletów można kupić na loty z Barcelony, Londynu czy Moskwy i Dubaju. My postanowiliśmy to zrobić jeszcze inaczej. 18 maja - tą datę bardzo dobrze pamiętam, bo akurat tego dnia miałem urodziny - wystartowała wielka promocja na loty Turkish Airlines w przeróżne zakątki świata - i tak mogliśmy odwiedzić Indie za 1465 zł, Hong Kong za 1566 zł, Pekin za 1615 zł czy właśnie Malediwy za 1667 zł. Szczerze, nigdy nie planowaliśmy odwiedzenia akurat tego miejsca, raczej pozostawało ono w sferze marzeń ale z takiej okazji grzech było nie skorzystać. Mówi się że wszystkie ceny biletów na Malediwy z Europy, które schodzą poniżej 3000 zł to dobra opcja, za to wszystko co schodzi poniżej 2000 zł to już mega okazja, a gdy do tego dochodzi jeszcze wylot z Polski - nic tylko kupować. Jeśli chodzi o nas oczywiście czekała nas przesiadka - w Stambule - ale cały lot odbywał się na jednym bilecie i co najważniejsze cena 1667 zł zawierała już wszystko, łącznie z 20 kg bagażem rejestrowanym - więc tym razem o nadbagaż nie musieliśmy się martwić. Bilety rezerwowaliśmy na stronie pośrednika www.flipo.pl, co ciekawe były one tam tańsze niż na głównej stronie przewoźnika :)


Kilka minut po godz. 14 wchodzimy na pokład Airbus'a 321-200, mogącego pomieścić nawet 220 pasażerów.




Do zobaczenia zimo, do zobaczenia Polsko! O godz. 15.25 - z półgodzinnym opóźnieniem - wylatujemy z Warszawy. Lecimy do Stambułu :)





Jeśli chodzi o linie Turkish Airlines - pierwszy raz mieliśmy okazję nimi lecieć i powiem szczerze bardzo pozytywnie nas zaskoczyły! Po pierwsze każdy z pasażerów miał do dyspozycji wmontowany w siedzenie tablet na którym można było obejrzeć filmy, posłuchać muzyki, pograć w gry lub na bieżąco śledzić trasę lotu - co ciekawe, każdy z nas otrzymał nowe, darmowe słuchawki :)


Dzięki niemu np. dowiedzieliśmy się że po 30 min. opuszczamy już Polskę!


Po drugie każdy, zaraz po starcie otrzymał menu na którym znajdowały się dwie opcje obiadowe do wyboru - przykładowo kurczak z ryżem i warzywami + sałatka + bułka, a na deser krem z rodzynkami. Aaa i najważniejsze - napoje, w tym alkohol również były w pełni dostępne i darmowe - łącznie z tureckim piwem Efes, czy Ballantine'sem z colą! Wszystko wliczone w cenę biletu - w porównaniu z dobrze nam znanym Ryanair'em niebo a ziemia. Nie ma się też czemu dziwić, to właśnie Turkish Airlines zostały ostatnio wybrane najlepszymi liniami Europy dlatego obsługa na tak wysokim poziomie - nawet na krótkich trasach typu Warszawa-Istambuł i w klasie ekonomicznej- nie powinna dziwić.



Do Stambułu jeszcze tylko 240 km! :)


Po ok. 2 godzinach i 30 minutach lądujemy w Turcji - która wita nas deszczem ze śniegiem. Okazało się że w Stambule panują fatalne warunki atmosferyczne, przez co utworzył się tu "samolotowy korek", stąd też nasze 30 min. opóźnienie o którym pisaliśmy wcześniej. Spędzimy tu ok. 6 godzin, po czym wyruszymy już prosto do Male :)


Port lotniczy Stambuł-Ataturk to największe lotnisko w Turcji, które rocznie obsługuje ponad 55 mln osób - czyli 5 razy więcej niż nasze warszawskie "Okęcie". Położone jest w europejskiej części kraju, w godzinach szczytu samoloty odlatują tu średnio co 2 minuty. 




Znajduje się tu również ogromna strefa Duty Free, meczet a także liczne knajpy i restauracje - przez 2 godziny mamy również dostęp do darmowego Wi-Fi. Ogólnie obiekt jest naprawdę bardzo nowoczesny i w pełni przystosowany do przyjęcia takiej liczby pasażerów.






Kilka minut po godz. 23 wreszcie podstawiony zostaje nasz samolot do Male - Airbus A330-300, który na swój pokład może zabrać aż 405 osób.


Po północy rozpoczyna się wejście na pokład. Wśród pasażerów głównie Anglicy, Francuzi, Niemcy, Turcy, Rosjanie ale co ciekawe - dość często słychać również język polski! :)




Wszystko przebiega dość sprawnie i po kilkunastu minutach znajdujemy się już na pokładzie samolotu - i to jakiego samolotu. Na serio, maszyna robi ogromne wrażenie, szczególnie dla kogoś kto po raz pierwszy widzi takiego podniebnego olbrzyma - tylko w jednym rzędzie mieści się aż 8 osób :) 




Zgodnie z planem, o godz. 1:05 startujemy z lotniska w Stambule - co ciekawe, w tabletach wbudowanych w każdym fotelu można na żywo śledzić widok z kamery zamontowanej w kokpicie!


Stambuł oddalony jest od Male o 6500 km, sam lot miał potrwać prawie 8 godzin. Jako że była to już 20 godzina naszej podróży i zmęczenie dawało się we znaki, postanowiliśmy - tak jak większość pasażerów - pójść spać. Pomogły nam w tym specjalne poduszki i koce, które Turkish Airlines przygotował dla każdego, dodatkowo do dyspozycji były jeszcze kosmetyczki z pełnym wyposażeniem - i to wszystko w klasie ekonomicznej :)





Gdy się obudziliśmy było widno a za oknami pojawiały się pierwsze malediwskie wyspy - proszę Państwa, podchodzimy do lądowania :)





Kilka minut po godz. 11.30 lądujemy na Malediwach - w porównaniu z Polską różnica czasowa wynosi +4 godziny. Gdy usłyszeliśmy od kapitana że na zewnątrz jest 28 stopni, na początku trudno było uwierzyć. Wychodząc z samolotu gorący podmuch powietrza uświadomił nas, że miał on rację :)


Aż trudno uwierzyć że ten kolos unosi się w powietrzu - a jednak to właśnie nim przylecieliśmy tu ze Stambułu!


Po 28 godzinach wreszcie możemy śmiało powiedzieć - jesteśmy na Malediwach, 8 tys. km od Polski!


Jako że już o 13.00 odpływała motorówka na Nilandhoo (naszą docelową wyspę), musieliśmy się śpieszyć - tym bardziej że same lotnisko nie jest położone na Male, tylko na wyspie obok - w stolicy nie było na nie miejsca. Po wyjściu z lotniska już wiemy dlaczego zdecydowana większość ruchu odbywa się tu drogą morską - zamiast taksówek czekają liczne łodzie i motorówki.


Do Male docieramy jedną z regularnie kursujących wodnych taksówek - koszt to tylko dolar za osobę, sama przeprawa trwa około 10 minut.








Po chwili naszym oczom ukazuje się Male - jedna z najmniejszych stolic świata, której rozmiary sięgają 5 km2.


Ciężko w to uwierzyć ale na tej małej wysepce mieszka prawie 1/3 całej ludności kraju - ponad 100 tys. osób. Tłumaczy to też ogromny tłok panujący w Male a także to, iż każdy metr jest tu wykorzystany do maksimum.





O największym mieście na Malediwach napiszemy szerzej przy powrocie do Polski, ponieważ właśnie wtedy mamy zamiar je dokładnie zwiedzić. Z racji tego że do odpłynięcia naszej motorówki pozostało ok. 30 minut, a port z którego odpływa położony jest po drugiej stronie wyspy łapiemy pierwszą lepszą taksówkę. Tak wyglądają taksówki w stolicy tego kraju - jeździ się tu na  tzw. "pace" :D Co prawda nie jest to nic dziwnego w Azji, pomimo wszystko wrażenia niesamowite. Koszt przejechania przez całą wyspę to 5$.


Na szczęście udało nam się zdążyć na ostatnią motorówkę, która tego dnia płynęła na Nilandhoo. Równo o godz. 13.00 wypływamy z Male - przed nami ostatni etap podróży. Do pokonania 150 km, tym razem na wodzie.



A w tle zostawiamy stolicę kraju - z tej perspektywy doskonale widać jej rozmiary. 


Po drodze mijamy główną wizytówkę Malediwów - domki na wodzie, do których przyjeżdżają najbogatsi ludzie tego świata.


Na pokładzie oprócz nas znajduje się również dużo lokalnej ludności, a także grupa ok. 8 osób z Polski, która również zmierza do Magdy :)


Po 3 godzinach wreszcie dopływamy do naszego celu. Za nami ponad 8000 km i 32 godz. drogi, przed nami prawdziwa malediwska wyspa i miejmy nadzieję - 10 niezwykłych dni!


Jak przywitało nas Nilandhoo? Czym zaskoczyło? O tym już w kolejnej części relacji :)

Zapraszamy także do innych części relacji z naszej wyprawy na Malediwy:




Więcej na:

2 komentarze:

  1. parking okęcie

    Witamy w Parking Warszawa, Zarezerwuj miejsce na Parkingu Lotnisko Okęcie. My oferta najbardziej punktualny, bezpieczny i najtańszy transfer usługa, Zadzwoń do nas teraz - (22) 604 922 499

    to get more - https://parkingwarszawa.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem Twój post o przygodzie na Malediwach i muszę przyznać, że brzmi naprawdę ekscytująco! 😊 Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami i wskazówkami dotyczącymi podróżowania na własną rękę. To zawsze inspirujące czytać o przygodach osób, które odważnie wyruszają na odkrywanie świata.

    OdpowiedzUsuń

Kontakt
Prelekcje
tel. 696-920-020

Łączna liczba wyświetleń

Obsługiwane przez usługę Blogger.