Jeden z najciekawszych blogów podróżniczych w Polsce!

W cztery strony świata

Porady, wskazówki, relacje Tanie podróżowanie Niesamowite zakątki świata

niedziela, 9 grudnia 2018

Londyn na własną rękę - weekendowa wizyta w stolicy Wielkiej Brytanii cz.1


O tej opcji myśleliśmy już od dawna - krótki, weekendowy wypad! Widzieliśmy jak to działa u naszych znajomych, którzy również połknęli podróżniczego bakcyla - przynajmniej raz w miesiącu, bez wykorzystywania urlopu, spędzają oni piątek, sobotę i niedzielę w jednej z europejskich stolic, zwykle wydając grosze..  Do tej pory wydawało nam się, że żeby gdzieś wyjechać potrzeba przynajmniej 7 dni, czasem trochę dłużej. Tym bardziej 48 godzin na odwiedziny trzeciego największego miasta w Europie było dla nas pomysłem lekko mówiąc "szalonym" ... ale postanowiliśmy  spróbować. Przygotowaliśmy napięty plan zwiedzania, spakowaliśmy walizki - oczywiście bagaż podręczny - i wyruszyliśmy - w najkrótszą jak do tej pory podróż, w ramach "W czterech stron świata".


Sam pomysł narodził się ok. 2 miesiące wcześniej. Przynajmniej raz w tygodniu przeglądamy listę lotów, z położonego najbliżej nas lotniska Rzeszów-Jasionka. To wtedy rzuciły nam się w oczy połączenia ze stolicą Wielkiej Brytanii. Wylot w piątek wieczorem, powrót w poniedziałek - cała sobota i niedziela w Londynie za 177,16 zł? Kupujemy! I tak też zrobiliśmy :) Ale bilety te można kupić jeszcze taniej - co jakiś czas w systemie pojawiają się loty za 39 zł, a nawet 9 zł w jedną stronę.



Piątek, godz. 20.00, Port Lotniczy Rzeszów Jasionka

Zazwyczaj o tej porze szykowaliśmy się do wyjścia ze znajomymi albo nudnie przełączaliśmy kanały w telewizji. A tu proszę! Taka oto niecodzienna odmiana - jesteśmy na lotnisku.. choć jeszcze 4 godziny wcześniej byliśmy w pracy :) Dziwne to było uczucie, gdyż coś nam się tu nie zgadzało. To nie był typowy piątek, piąteczek ani piątunio. Postanowiliśmy coś zmienić w swoim życiu i pokazać, że te 48 godzin można spędzić inaczej, a może i ciekawiej! 



Lubimy te nasze lotnisko - jest małe ale eleganckie, wygląda lepiej niż nie jeden zachodni port lotniczy. Nigdy nie ma tu kolejek, a parking jest za darmo - co też stanowi ewenement na lotniskowej mapie Polski. Pracownicy w strefie "duty free", z uśmiechem czekają na każdego pasażera - nawet sama kontrola wydaje się jakaś przyjemniejsza. Dodatkowo pod koniec listopada czuć już tu święta, dosłownie.


Parę minut przed 21 wsiadamy na pokład samolotu. W Polsce było wtedy dość chłodno, ok. -5 stopni, w Anglii miało być o ... 18 stopni cieplej - niektórzy pod nosem śmiali się, że lecimy do ciepłych krajów. Mieliśmy sprawdzić to dokładnie za 2,5 godziny - tyle trwa lot ze stolicy Podkarpacia do największego miasta na "Wyspach". 


Pierwszą rzeczą, na którą musimy uważać przy lotach tanimi liniami lotniczymi jest to, że zazwyczaj lądują one na lotniskach, położonych kilkadziesiąt kilometrów od stolicy danego państwa, zgodnie z zasadą "im większa stolica, tym dalej do lotniska". W przypadku portu "Londyn Stansted", sam Londyn był tam tylko w nazwie, gdyż dzieliło nas od niego prawie 60 km. 


I tu pojawia się drugi problem. O ile sam bilet lotniczy może być baaardzo tani, bywają sytuacje, że za dojazd z lotniska do centrum miasta zapłacimy więcej, niż za przelot 1500 km. Na szczęście znaleźliśmy na to rozwiązanie. Polecamy Wam angielskiego przewoźnika National Express - http://www.nationalexpress.com/pl/home.aspx  - my za podróż w dwie strony dla 3 osób zapłaciliśmy 23,20 funty, co w przeliczeniu na przejazd w jedną stronę na os. daje niecałe 4 funty, ok. 18,50 zł. Oczywiście rezerwując go odpowiednio wcześnie można trafić na ceny oscylujące w okolicy 1 funta. Ewentualnie można skorzystać z innych środków transportu, takich jak kolejka, która również kursuje na tej trasie. 


Po godz. 23.30 wylądowaliśmy na 4 największym porcie lotniczym w Wielkiej Brytanii, rocznie obsługującym ponad 22 mln osób. O jego wielkości najlepiej chyba świadczy fakt, że na jego terenie kursuje kolejka, która przewozi pasażerów z jednego terminalu na drugi. Po ok. 30 min. spędzonych w oczekiwaniu na kontrolę paszportową mogliśmy wreszcie wyruszyć w ponad godzinną drogę do centrum Londynu, gdzie dotarliśmy przed 2 w nocy. Wtedy o zwiedzaniu nie było już mowy, zmęczenie dawało się we znaki. Choć sama stolica spać nie zamierzała. Idąc z walizkami mijaliśmy setki, jak nie tysiące imprezowiczów, których swoimi mackami dopadł dobrze nam znamy "piąteczek". Ulice wyglądały jak jedna wielka imprezownia i to międzynarodowa, co chwilę słychać było inny język. Nas interesował tylko hostel, który zarezerwowaliśmy za pomocą strony booking.com. Dotarliśmy do niego po ok. 20 minutach. Jedyne o czym wtedy marzyliśmy to sen - a właściwie 7,5 godzin snu, po którym mieliśmy zacząć właściwą część programu.


Sobota, godz. 10.20, Londyn, Whitechapel Road

Londyn obudził nas ... jak myślicie czym? Oczywiście londyńską pogodą :) Po krótkim śniadaniu, zabezpieczeni w kurtki przeciwdeszczowe i parasole ruszyliśmy na intensywne zwiedzanie. Pomimo wszystko postanowiliśmy nie sprawdzać godziny na zegarku, to miała być przyjemność i odpoczynek od codziennych obowiązków, a nie pęd "atrakcja za atrakcją". 


Pytanie główne - czym podróżować po Londynie? Odpowiedź jest jedna - METREM! Pomimo tego, że było on celem wielu ataków terrorystycznych, to najlepszy i najszybszy środek transportu. Jeśli chodzi o stolicę Wielkiej Brytanii, liczy ono 11 linii, 270 stacji oraz 402 km tras - dziennie korzysta z niego ponad 3,5 mln podróżnych. Bilet jednodniowy w strefach 1-6 to koszt12,70 funtów, czyli ok. 60 zł. Tanio nie jest ale oszczędność czasu jest znacząca, dodatkowo na podstawie tego biletu możemy korzystać również z autobusów, kursujących po mieście. Bilety kupujemy w automatach, ulokowanych na każdej ze stacji, co ciekawe - w opcjach można wybrać również język polski :)


Pierwszym naszym punktem sobotniego poranka było Muzeum Historii Naturalnej - jedno z trzech największych tego typu obiektów w Londynie, plasujące się każdego roku w pierwszej 10-12 najchętniej odwiedzanych muzeów na świecie. Budowę samego budynku rozpoczęto 1873 roku, a oficjalnego otwarcia dokonano w 1881 r. 


Jednak prawdziwe "wow" pojawia się po wejściu do środka. Czeka tam na nas ponad 70 mln eksponatów, ulokowanych w 5 działach - botanice, entomologii, mineralogii, paleontologii oraz zoologii. Sam hol muzeum robi już ogromne wrażenie.


Jednymi z ciekawszych atrakcji są m.in. szkielet mamuta, dinozaurów czy plaster wycięty z pnia sekwoi o średnicy 6 metrów - i wszystko w skali 1:1.




Najbardziej znanym "eksponatem" tego miejsca jest przymocowany do sufitu odlew szkieletu diplodoka. Co ciekawe, jak w przypadku większości tego typu obiektów w Londynie, wejście do niego jest całkowicie bezpłatne, nie zapłacimy za nie ani centa. To doskonały pomysł na spędzenie czasu, kiedy za oknem pogoda jest lekko mówiąc "średnia". Trzeba się liczyć z tym, że czasem tworzą się w tym miejscu kolejki ale pomimo wszystko - cierpliwość popłaca.


Wychodząc z Muzeum natrafiliśmy na świąteczne lodowisko, z przepiękną choinką na środku. Nie ukrywamy, że jednym z celów naszej wizyty w Londynie - akurat w tym terminie - była chęć poczucia świątecznej atmosfery, w wersji angielskiej. I to był jeden z pierwszych kroków do tego :)


Bardzo blisko Muzeum - ok. 800 m. - ulokowany jest jeden z najbardziej znanych punktów Londynu - Hyde Park. Park królewski, o obszarze blisko 159 ha, to ulubione miejsce Londyńczyków na popołudniowe spacery, a także centrum uprawiania sportów na świeżym powietrzu. nazywany jest również "zielonymi płucami Londynu". Często odbywają się w nim koncerty - występowali tu m.in. The Rolling Stones, Queen, Bon Jovi, Red Hot Chili Peppers czy Madonna. Pod koniec roku pełni on jeszcze jedną, ciekawą funkcję ale o tym później :)



Prosto z Hyde Parku udaliśmy się do samego serca Londynu, by zobaczyć jego największą atrakcję - Big Ben. Niestety tu zawiedliśmy się i to poważnie - wieża zegarowa od 2017 r. jest w remoncie, który potrwa jeszcze 3 lata. Obecnie prezentuje się ona tak.  O pamiątkowym zdjęciu raczej można zapomnieć...


Na szczęście po drugiej stronie Tamizy, w swojej pełnej okazałości widać kolejną wizytówkę tego miasta - London Eye. Tzw. "diabelski młyn", wybudowany z okazji nowego tysiąclecia i uroczyście otwarty 31 grudnia 1999 r., wznosi się na wysokość 135 metrów, a jego pełny obrót trwa ok. 30 min. Bilety w promocyjnej cenie 25,20 funtów można kupić na stronie internetowej www.londoneye.com/tickets-and-prices.


Z racji tego, że w Londynie - podobnie jak u nas - o tej porze roku słońce szybko zachodzi, ruszyliśmy na Oxford Street, by sprawdzić jak wygląda tegoroczna iluminacja świetlna - a uwierzcie, w połączeniu z angielskimi, czerwonymi autobusami, robi niesamowite wrażenie :)



Wieczorem wybraliśmy się do jednej z typowych londyńskich knajp, by spróbować "narodowej" potrawy mieszkańców Wysp, czyli fish&chips. Przy okazji mogliśmy posłuchać, co o naszym szczycie klimatycznym myślą Brytyjczycy, gdyż w BBC News akurat było wejście na żywo z Katowic.



Końcówkę dnia spędziliśmy w londyńskich sklepach i butikach, a uwierzcie że można w nich stracić głowę .. i jak się później również rachubę czasu :D Ale taki też był plan wyjazdu - zakupy, zwiedzanie, odpoczynek. To była nasza 6 wizyta w Wielkiej Brytanii ale pierwsza w typowo turystycznym charakterze. Będąc na studiach, praktycznie w każde wakacje, pojawialiśmy się w tym kraju by zarobić na nasze kolejne podróże. Mamy wielki sentyment do tego państwa, by gdyby nie ono i środki tu zgromadzone, z pewnością część z naszych marzeń pozostałaby w dalszym ciągu marzeniami na papierze. A tak część z nich udało się już spełnić - ale lista jest jeszcze baardzo długa :D

Dość późną porą, bo ok. 23 - wróciliśmy do naszego hostelu, na kilkugodzinne ładowanie baterii. Niedziela zapowiadała się równie interesująco. Ale o tym już w drugiej części relacji z naszego weekendowego wypadu do Londynu, na którą zapraszamy w następną niedzielę - jak zawsze o 20.00. Do zobaczenia! :)


1 komentarze:

  1. Super, że udało się zwiedzić Londyn na własną rękę. My byliśmy z wycieczką i żałuję, że nie mogliśmy się odłączyć bo byliśmy ograniczeni czasowo w miejscach, gdzie chcieliśmy pobyć dłużej. W tym roku inna destynacja i już na własną rękę organizujemy. Będzie Neapol! Czytałem przewodnik internetowy na https://neapol.pl/, więc wiem, co musimy zwiedzić oraz gdzie warto wykupić nocleg. Wyjazd planujemy na początek kwietnia, także już niebawem.

    OdpowiedzUsuń

Kontakt
Prelekcje
tel. 696-920-020

Łączna liczba wyświetleń

Obsługiwane przez usługę Blogger.